20110727

20110727



teoretycznie
jestem w kinie
oglądam dokument o white stripes
siedzę obok człowieka, który pokazuje mi rzeczywistość z innej perspektywy
a dzięki niemu świat jest jeszcze piękniejszy

więc

skoro jestem z moim urzeczywistnionym marzeniem u jednego boku
i oglądam film o najcudowniejszym zespole jaki mógł istnieć
(choć ta miłość miała wzloty i upadki i ciche dni, to nie wyobrażam sobie życia bez 'jolene')
to powinnam przeżywać sielankowe orgazmy

ale ja siedzę wbita w fotel i zastanawiam się ile prywatności udało im się zachować
nie było przesadnej czułości
i ukazywania uczuć wprost do kamery
nie było rozbieranych sesji ani kokainowych imprez
a ta miłość sobie kwitła
i chociaż teraz każdy z nich wiedzie osobne życie
to z pewnością nie myślą o tym
że jeden z widzów ukrył się za zasłoną dziwnych włosów
żeby nie patrzeć na nogi nogi nogi Meg
i na niekończące się deja vu
ale na szczęście catch hell blues wynagrodziło mi wszystko

Wam też życzę takich mile spędzonych wieczorów

miłego dnia, A.

3 komentarze:

  1. podoba mi się 1 część, widzę, że jesteś szczęśliwa, chociaż wiem to od dawna te słowa urzekają : )

    OdpowiedzUsuń
  2. ja naprawdę jestem szczęśliwa!

    OdpowiedzUsuń
  3. czasem piszesz jedną wielką zagadką, co mnie w gruncie rzeczy motywuje do pracy nad sobą.
    jesteś szczęśliwa? raczej.. uszczęśliwiasz się. K

    OdpowiedzUsuń