20131030



na wykładach dotyczących dziecięcej niewinności brutalnie uświadamiam sobie że zgubiłam gdzieś w sobie dziecko to które piszczało na widok spadających liści liczyło krople deszczu nie bało się niczego i chłonęło świat każdym zmysłem
pogoda okazała się dla mnie łaskawa słońce miło wypalało moje oczy udawałam roztrzepaną turystkę w mieście które tak dobrze znam
podglądałam kamienice uśmiechałam się do okiennic łapałam liście bardzo głęboko oddychałam po to aby jak najdłużej zachować w sobie cząstki jesiennego powietrza otwierałam szeroko oczy i podziwiałam
zresztą dalej pragnę to praktykować

kicham w antykwariatach i szukam tych wszystkich książek dotyczących teorii literatury które tak konsekwentnie omijałam ale mimo to przenika mnie osobliwy dreszcz gdy zauważam że aż tyle się zmieniło


chwilami nie poznaję się w lustrze wykrzywiam twarz i próbuję dopasować ją do ogólnie przyjętych ram które zmieniają sięjak granice pomiędzy kochaniem a niekochaniem odrzuceniem i rozgoryczeniem
tak w większości jest łatwiej
łatwiej nie znaczy bardziej zrozumiale


chyba za dużo w nas nadintepretacji i powagi a za mało przewrażliwienia

5 komentarzy:

  1. Oglądanie kamienic to czysta poezja- nic tak mnie nie odpręża jak stare miasta...
    Ach, no i antykwariaty

    OdpowiedzUsuń
  2. tak trudno zachować w sobie dziecko. a to dziecko jest tak często potrzebne, żeby nie oszaleć.
    żeby zwyczajnie nie oszaleć...

    OdpowiedzUsuń